



Do pewnego etapu, pomimo startych palców,połamanych paznokci, muskułów niczym Pudzian i obolałej każdej innej części ciała, nadal emanowałam optymizmem i wiarą, ze dam radę. Wizja schodów z moich wyobrazen, dodawała mi sił do pracy. Nawet widać było postępy.
Niestety, plan mój poległ w momencie gdy zaczęłam skrobać stopnie, toż to koszmar w realnym życiu był. Farba się mazała, papier ścierny szedł niczym świeże bułeczki.... a ja traciłam nadzieje, zedam rade to zrobic SAMA. Z odsieczą przybył kolega małżonek, wiadomo co chłop to chłop, więcej siły ma, mocniej szlifierkę przyciśnie i pójdzie jak po maśle..... nie poszło :-(
Poddałam się.........
Sama nie dam rady :-(


Panowie więc stopnie, ja poręcze. Sprzęta pomocne wszelkie nam towarzyszyły, nawet wiertarka ze szczotą pomagała i przyjaciele wczesniej wpomnianii dzieci kibicowały i rodzina cała i znajomi!!! (dziekuję wszystkim za wsparcie)
I wiecie co.......UDAŁO SIĘ!!!!!
Mam piękne schody,takie jak sobie wymyśliłam,wypociłam i wypracowałam.
I wiecie co.......UDAŁO SIĘ!!!!!
Mam piękne schody,takie jak sobie wymyśliłam,wypociłam i wypracowałam.

I nieważne jest to, że obolała jestem od stóp do głów, ze ryczałam nie raz i nie dwa przez "zmorę"moją, ważne jest to ze są....... schody........ schody........schody. :-)
P.S.
Panom Parkieciarzom bardo dziekuję za pomoc.