wtorek, 17 maja 2011

życie jest zagadką....



Dziś będzie dużo i z grubej rury…

Co u nas …. A może raczej czego u nas nie było, tyle się dzieje że nie ogarniam wszystkiego.

zawodowo jestem zawalona praca, projekty, zlecenia, zamówienia, pufy, biżuteria i inne drobne rzeczy.

do tego dom, dziewczyny, zajęcia plastyczne, pianino, tańce.... tak to wszystko gna ze jak usiądę to się okazuje ze jest godzina 22.00-23.00 a ja padam na przysłowiowy pysk!!! i gdzie tu jeszcze pisać, czytać co u Was??

do napisania co się działo siadałam juz kilka razy- kilka razy kasowałam lub nie miałam weny by pisać ot co...

Miałam ciężki okres, przed świętami trafiliśmy z Matylda do szpitala na badania kontrolne bo zaniepokoiły mnie pewne objawy.

Nie należę do matek przewrażliwionych ale wierze w instynkt matczyny a ten podpowiadał mi ze coś jest nie tak i pomimo głosów rodziny ze przesadzam, ze wymyślam, ze co ja chce od dziecka, przecież to okaz zdrowia, na badania pojechałam.

Pojechałam i juz zostałam, było źle, momentami nawet bardzo źle. Odchodziłam od zmysłów, wyłam po nocach i czekałam na kolejne badania a czekanie doprowadzało mnie do szału, kto ma dzieci wie o czym mówię.

po tygodniu wszelkich możliwych badań wróciłyśmy do domu z diagnozą..... epilepsja.... zwana potocznie padaczką.

Brzmi jak wyrok.... typowy Polak myśli - padaczka - to drgawki i kawałek czegoś twardego w ustach, a to nie tak!!!

odmian padaczki jest kilka czy nawet kilkanaście, my mamy ta najbardziej łagodną zwaną petit mal.

Z padaczka można żyć normalnie i ja tak właśnie mam zamiar żyć, nie będę ograniczać mojego dziecka tylko dlatego ze jest chore, ma mieć dzieciństwo takie jak do tej pory radosne i beztroskie. Wiadomo musimy bardziej uważać i musimy się nauczyć żyć z chorobą ale żyć będziemy pełną piersią. Choroby układu nerwowego nadal są zagadką pojawają się nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy przechodzą, mam wiec na dzieje, że tak też będzie u nas.

Na razie mamy przewidziany plan leczenia na najbliższe dwa lata i musimy przywyknąć do częstych odwiedzin w szpitalu – średnio co 2-3 miesiące.

Jakby tego było mało to 18.5 czeka nas drobny zabieg chirurgiczny, nie związany zupełnie z powyższym ale trzeba go zrobić.

A na deser na 31.05 mamy do wycięcia migdały na ten przykład, żeby było jasne też u Matyldy. Chyba jak na jedno 4 letnie dziecko to już tego wystarczy????

Nie – 7.06 ponowna kontrola na neurologii celem sprawdzenia poziomu leku, ponowne badanie EEG i inne potrzebne.

To z tych mi wiadomych- liczę, ze los raczy być łaskawy i nic nam nowego nie zafunduje!!!

Ostatnie wydarzenia naprawdę zweryfikowały nasze życie, musieliśmy wprowadzić pewne zmiany, mam więc na dzieję, że zrozumiecie mój mniejszy udział w blogowym świecie.

Dlaczego o tym piszę...... nie dla tego by się użalać nad własnym losem, nie należe do  typu "użalaczy", piszę by uświadomić ludziom, że jest wielu ludzi borykających się z chorobami, są oni tuż obok nas, to nasi sądziedzi, znajomi, rodzina.......... oni żyją pełna piersią, przynajmniej się starają. W Polsce nie wiedzieć czemu istnieje przekonanie że o poważnych chorobach się nie rozmawia, że to temat tabu. Dlaczego.... z nie wiedzy, ze strachu, ze wstydu .... z....... zz....... zzz.... takich "z" można by wymieniać wiele. Ja mówię temu kategoryczne NIE!!!! Im wieksza bedzie nasza świadomość tym łatwiej bedzie zrozumieć tą drugą stronę. Teraz sama jestem matką chorego dziecka, dziecka które na pierwszy rzut oka jest zdrowe jak ryba, wesołe i słodkie jak truskawki latem... i wiem jak ważna jest świadomość otoczenia. Ja nie wsytdzę się mówić o chorobie dziecka, wie o tym cała rodzina, znajomi, wiedzą Panie w przedszkolu -i świadomośc tego pomaga, że w razie czego nic  się mojemu dziecku nie stanie, bo oni wiedza co mają robić.

Chciałam też bardzo serdecznie podziękować wszystkim moim bliskim, rodzinie, przyjaciołom, znajomym za to że byli z nami w tym trudnym okresie, Wasza pomoc jest bezcenna. Dziekuje po stokroć!!!


W powyższych okolicznościach wnętrzowo nie specjalnie się działo, coś jednak się działo ale o tym następnym razem…


Pozdrawiam Was serdecznie.

Lutajka.





wtorek, 10 maja 2011

Wyróżnienie na Deccorii i trochę niesmaku....



Na portalu  http://deccoria.pl/ ukazał się artykuł o moim blogu, był dostepny tu http://deccoria.pl/warto-zobaczyc/blogowe-perelki-szyk-staroci,13,135.html była to recenzja bloga i mojej pracy w samych superlatywach, niewątpliwie jest to dla mnie duże wyróżnienie i docenienie mojej dotychczasowej pracy, za którą Redakcji Deccorii bardzo dziękuję, jednakże czuję się w pewnym stopniu zniesmaczona okolicznościami w jakich miało to miejsce. Artukuł ukazał sie na łamach Portalu bez mojej zdody, ba nawet bez jakiego kolwiek powiadomienia mnie o tym fakcie i tu poczułam sie urazona, mam prawo... mam w końcu to mój blog, moje zdjęcia, moja praca a klauzula o nie zamieszczaniu zdjęc bez mojej zgody widnieje na blogu.  Nie mam nic przeciwko promowaniu mojego bloga, jest to niewątpliwie bardzo dobra reklama mojej pracy i Deccoria.pl przyczyniła się do rozpropagowania mojego bloga szerszej publiczności, raz jeszcze dziekuje. Pewnie nie jedna osoba powie "....chwala ją, promują a ta jeszcze narzeka..." Nie narzekam, chodzi mi jedynie o sam  fakt nie powiadomienie mnie o tym.
Redakcja po moim mailu zdjęła recenzję z emisji, zostałam przeproszona i zapewniona, ze recenzja miała na celu wyróżnienie mojej pracy i promocję bloga,  wierzę że tak było.. Nie żywię urazy do Portalu, czuję się tylko rozczarowana. Czy artykuł wróci na łamy Portalu nie wiem to pozostawiłam w gestii Redakcji, jeśli tak chciabym o tym fakcie zostać poinformowana.

Dziękuję.


P.S.
Już niedługo kolejny post o wydarzeniach jakie bez reszty wyłaczyły mnie z blogowego świata.
Pozdrawiam serdecznie.

Lutajka